Jest noc. Jestem sama ale jednak nie sama, gdzieś tam leży Demon i sobie śpi pochrapując co nieraz. Jestem sama, ale jednak nie. Mam kochających rodziców, psa, chłopaka którego kocham całym serduszkiem, ale mimo wszystko czuję się samotna...
Jestem jak lis zatrzaśnięty w sidła, sam, bez niczyjej pomocy. Wszystko zaczyna go przerażać, że umrze, że zabije go myśliwy, że padnie ofiarą innego drapieżnika. Jedynym rozwiązaniem jest odgryzienie sobie łapy lub pozostanie w miejscu i czekanie na śmierć.
Nie, to nie jest post o tym że chce się zabić, absolutnie....
Wszystko zaczyna mnie przerastać, szkoła, dom, a nawet przyjaciele. Jedyną rzeczą, która mnie uszczęśliwia jest siedzenie przed komputerem w środku nocy ze słuchawkami na uszach albo wieczorny spacer z przystanku do domu lub z psem. Wtedy mogę się oderwać, zebrać myśli i wyciszyć. Nikt nie truje mi dupy o niczym tylko jestem JA.
Japończycy mają rację, człowiek ma 3 twarze:
> dla znajomych
> dla rodziny
> dla siebie
Moja maska jest z tych ciemnych, mrocznych, strasznych. W dzień wesoła wiecznie uśmiechnięta dziewczyna, a nocą obwinięta kocem w rozwalającym się koczku na głowie i w piżamach bez tego uśmiechu. Wszystko jest sztuczne, również to że żyje. Po co żyję? Po to by być marionetką w rękach najbliższych czy żyć po swojemu tak jak chce? Nie daję sobie już ze wszystkim rady, wszystko jest już za ciężkie... Nawet rozmowy nie pomagają, nic nie pomaga. To coś siedzi już głęboko i wychodzi raz na jakiś czas i wszystko co kiedyś było jasne, żywe i kolorowe zamienia się w ciemne, szare i martwe.
Jestem jaka jestem, zamknięta w sobie dziewczyna co wydawać się mogło ma luźne beztroskie życie. Kiedy rozmawiam z koleżankami o ich problemach to chce mi się śmiać. Śmiać z tego jakie one mają problemy, że jej mama nie pozwala nigdzie iść, że nie wie jak zerwać z chłopakiem albo kolejny facet napastuje jej GG. Chciałabym mieć takie problemy, co założyć na imprezę, jaką maskarę kupić w Rossmanie albo czy ten nowy lakier pasuje mi do butów.
Raczej jestem z tych osób, które wolą zostać w domu cały dzień niż wyjść na dwór. Nie lubię rapu a słucham, nie lubię anime a kilka obejrzałam, nie lubię komedii a czasem obejrzę. Kocham komiksy, filmy i jestem wstanie swoje ostanie oszczędności wydać na bilet do kina na premierę długo wyczekiwanego filmu niż na najnowszą koszulkę od ZARY. Nie kręcą mnie wysokie obcasy wole trampki choć nie powiem czasem i je potrafię założyć. Zamiast iść w piątek czy sobotę na impreze i dać się wymacać wszystkim typom na sali wolę zostać z Misiem w łóżku i obejrzeć STAR WARS. Jestem inna, wszystko co mnie otacza jest dla mnie czymś dziwnym, nie do pojęcia czasem mnie zadziwia głupota ludzka. Jak ludzie potrafią być omiotani innymi ludzmi, przedmiotami czy zwierzętami. To co ludzie robią jest dla mnie dziwne, że podąrzają jak ślepe owce za innymi.. Dlatego myśle, że to właśnie sprawia ż mame problem z odbiorem wszystkiego poprawnie. Wszystko traktuję z dystansem, nie przywiązuję się szybko do innych i potrafię spojrzeć na blondyneczkę z pogardą bo ma o 2cm za krótką spódniczkę. Nie potrafię się otworzyć na innych nawet na rodzinę. Dla mnie i ona jest... obca? Nie potrafią zrozumieć pewnych spraw, na wszystko patrzą z góry zamiast z dołu. Przerasta mnie to, przerasta mnie fakt że mam rodzinę, że mam wobec niej jakiś obowiązek, który mam spełnić. Mam być dobrą córką, mam być pracowitą wnuczką, mam być zabawną kuzynką... Każde spotkanie rodzinne to dla mnie horror, ta sztuczność to że nagle każdy każdego tak kocha, a za 5 min obgaduje go z ciotką od strony prababki córki matki. Bardziej się przejmę pieskiem na filmie, który nie ma łapek niż bolącym kręgosłupem jakiejś tam ciotki. Jestem wrażliwa, aż za bardzo... Nienawidzę wręcz tego, że film o robocie, który ma świadomość i odnalazł rodzinę potrafi mnie doprowadzić do płączu... Jestem inna.
Jestem sama w tym wielkim świecie. Cieszę się, że nie mam teraz matury, że dopiero za rok. Nie dałabym rady psychicznie znieść ciągłego napięcia i oczekiwań że muszę ją zdać a później studia w Krk. Nie chcę tam, chce we Wrocku kontynuować swoją przeklętą naukę. Ledwo potrafię znieść to że zamykam się na wszystko, że cięzko jest mi cokolwiek powiedzieć na swój temat. A co dopiero matura.
Moim takim chyba największym marzeniem, który albo się spełni albo nie... Nie jest zwiedzenia świata, nie jest pojechanie na koncerty ukochanych artystów albo zdanie maturki.. Siła - to jest moim marzeniem. Siła psychiczna, która potrafi wszystko znieść, że dostanę opierdziel za rozlanie mleka, że komentarze na mój temat staną się czymś błachym, że mogę wszystkim powiedzieć co myślę... Tak, to jest to... Siła by powiedzieć co myślę o wszystkim co mnie otacza....
JA.
Każdy z nas jest inny i każdy z nas inaczej przechodzi przez swoje problemy. Lepiej jak przemyślisz sobie sama, aczkolwiek warto znaleźć zaufaną oaobę i to jej powierzać swoje odczucia, przemyślenia. Uwierz, że na prawdę bedzie ci łatwiej. Wierzę w ciebie i, że znajdziesz w sobie tą siłę, o której marzysz! :)
OdpowiedzUsuń+napisałam do ciebie na e-maila w sprawie "kursu fotografii".
just-aulia.blogspot.com
Też kiedyś przechodziłam przez coś podobnego. Najważniejsze to zrobić egzorcyzmy nad demonami w sercu , oczyścić się i czerpać z życia jak najwięcej. Wierzę że dasz radę :)
OdpowiedzUsuńhttp://foxyladyme.blogspot.com